14 kw.

Ratuj się kto może! Albowiem nadchodzi app’kowy armagedon…

Przewiduje się, że przez powstawanie coraz większej liczby najprzeróżniejszych aplikacji, które bez zastanowienia instalujemy na posiadanych urządzeniach mobilnych, dojdzie do stopniowego zawieszania się naszych mózgowych systemów operacyjnych i ich buntu, spowodowanego app’kowym przesytem.

Taką tezę – przynajmniej w ogólnym zarysie – stawia Mike Elgan w swoim tekście pt. „Brace yourself, here comes the mobile appsplosion”, opublikowanym w ostatnim numerze amerykańskiego wydania magazynu „ComputerWorld”. Cóż, nie trudno się z nim zgodzić… Rzeczywiście, w ostatnich miesiącach, a bardziej już nawet latach, obserwujemy niesamowity, niepohamowany i wciąż rosnący wysyp wszelkiej maści dedykowanych aplikacji mobilnych.

Pamiętacie czasy, kiedy Facebook miał swoją pierwszą app’kę, dzięki której można było wstawiać posty, oglądać/ściągać/udostępniać zdjęcia, wysyłać wiadomości i zaczepiać znajomych? No, tak… Te względnie „nieskomplikowane” czasy – jak się okazuje – są już, niestety, lata świetlne za nami. Obecnie, poza tą pierwszą, czyli „Facebook app”, istnieje wiele innych, posiadających, jeśli nie te same, to na pewno bardzo podobne do tej pierwszej funkcjonalności. Zapewne nie raz obiły się Wam o uszy nazwy takich mobilnych aplikacji, jak „Facebook offers Messenger”, „WhatsApp”, „Instagram”, „Paper”, „Camera” – i to dopiero początek wyliczania… Czy to wszystko jest nam naprawdę potrzebne? Czy nie są to jedynie takie same wiosła, służące do poruszania tą samą łodzią, lecz projektowane i wytwarzane przez coraz to nowych producentów? Czy tworzenie aplikacji mobilnych z wciąż tą samą funkcjonalnością ma sens? A co, jeśli z czasem tych wioseł będzie więcej niż miejsca w naszej łodzi, więcej niż rąk samych wioślarzy? Nastąpi właśnie to, co możemy obserwować dzisiaj, czyli… widmo nieuchronnej appkowej katastrofy czy też biblijnego potopu spod znaku mobilnej app’ki! Czyli żarty na bok…

Wiemy wszyscy doskonale, że nowe aplikacje, obsługujące te same funkcjonalności, nie są nam do niczego potrzebne. Wystarczy przecież dołożyć kilka nowych opcji (lub zaktualizować „stare”) do „Facebook app”, by wilk był syty i owca cało biegała po swoim wolnym ekologicznym wybiegu. Tak się jednak nie dzieje. Miast tego racjonalnego rozwiązania, wciąż przybywa nam nowych – wcale nie lepszych – mobilnych aplikacji. Dlaczego?

Mike Elgan twierdzi, że jest to spowodowane polityką Facebook’a, zgodnie z którą im więcej mobilnych aplikacji spod znaku Zuckerberga zaśmieca pulpit naszego mobilnego urządzenia, tym lepiej dla marki, ponieważ tym częściej i w większym stopniu nasze umysły zaabsorbowane są treściami przez nią generowanymi. Cóż, trudno się z tym nie zgodzić, jednak to, że Markowi Zet lepiej, nie znaczy, że całej reszcie Piotrów, Pawłów i Andrzejów jest równie dobrze – wręcz przeciwnie, do czego zresztą właściciel Facebook’a zdążył nas już przyzwyczaić, choćby poprzez ostanie zmiany, systematycznie wprowadzane w regulaminie społecznościowego giganta… (zmiany sprowadzające się zresztą do jednego – kasy! Kasy! I jeszcze raz – więcej kasy za możliwość popularyzacji publikowanych wewnątrz serwisu treści!).

Facebook to jednak nie jedyna firma, której strategia opiera się na ciągłym zwiększaniu liczby tworzonych mobilnych aplikacji, mających – przynajmniej w PR-owskiej teorii – ułatwić korzystanie z programów, systemów, serwisów etc. Jak się okazuje, w ostatnich dniach i tygodniach również DropBox wypuścił kilka mobilnych aplikacji, służących do importowania i eksportowania danych z i do chmury. Oczywiście na wszystkie możliwe systemy: następuje tworzenie aplikacji na androida, iOS, WindwosPhone.. czasami dodatkowo wspomina się o systemie BlackBerry. Oczywiście DropBox wypuścił ich w ostatnim czasie znacznie więcej, zainteresowanych odsyłam do wnikliwej lektury wspomnianego tekstu Mike’a Elgan’a. Co wszystko to nam pokazuje? Ano – ni mniej, ni więcej – wskazuje to fakt, że najzwyczajniej w świecie mamy tu do czynienia z wojną, prowadzoną pomiędzy władcami największych internetowych królestwami dzisiejszych czasów… wojną na app’ki.

Gwałtowny wysyp dedykowanych aplikacji mobilnych spod znaku Facebook’a czy DropBox’a to dość oczywista odpowiedź na dotychczasową app’kową dominację Google’a. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sprawdzi ekran swojego samartfona i sam się przekona, ile Google’owych app’ek się tam kryje. Przynajmniej w moim mobilnym sprzęcie znajduję takie oto Google’owe stwory: Gmail, Google+, Maps, Play Music, Play Movie, Play Books, Play News, YouTube, Calendar, People, Drive, Keep… Jest ich znacznie więcej, mógłbym je ściągnąć, ale…

Nie mam chyba, po co i na co ich ściągać… może zrobię to później, może innym razem, bo a nuż widelec kiedyś się jeszcze przydadzą? Przecież… Kto wie, co ostatecznie będzie moją tarczą, gdy opadnie kurz po wojnie gigantów, gdy już w końcu nastanie koniec świata, który znam, a nastanie era wszechogarniającej Armii Wielkiej i Wszechmocnej SuperApp’ki spod znaku… no, właśnie spod znaku której globalnej (choć zapewne jak zwykle amerykańskiej) marki? Jaki wynik obstawiacie? Bo ja myślę, że jak zawsze wygra Polska Reprezentacja w piłkę kopaną! 😉

Autor: A@T.
Tworząc wpis, posiłkowałem się:
http://www.computerworld.com/s/article/9247628/Brace_yourself_here_comes_the_mobile_appsplosion?taxonomyId=77&pageNumber=1.

tworzenie aplikacji mobilnych